Wydawałoby się, że Balladyna ma wszelkie podstawy, żeby czuć się szczęśliwą. Spokojne życie u boku kochającej matki i lojalnej siostry. Oddany kochanek. Zapierająca dech w piersiach uroda. I tak można wymieniać, wymieniać… ale Balladynie to nie wystarczyło.
Balladyna pragnie władzy, kontroli, znaczenia. Chce, by nie tylko ją zauważano, ale by liczono się z nią, bano się jej, uznawano jej wyższość. Balladyna test dorastania do roli zbrodniarza wyznacza sobie z premedytacją i idzie tą ścieżką bez wahania. Słowacki pokazuje swoim czytelnikom, że każdy z nas ma swoją mroczną stronę. Można jednak próbować nad nią zapanować, trzymać ją w ryzach – albo ją pielęgnować i uczynić z niej ośrodek swojej natury i główną motywację postępowania.
Tak właśnie postanowiła uczynić Balladyna, która nie ma skrupułów, by wykorzystywać innych do swoich celów i przeć naprzód dosłownie po trupach. Żadne jej przyrodzone zalety nie mają znaczenia, wypiera je okrucieństwo, skłonność do manipulacji, bezwzględność. W końcu żeby zwyciężyć i zapewnić sobie w życiu lepszą pozycję, Balladyna nie zawahała się nawet przez zamordowaniem własnej siostry. To w historii polskiego dramatu niewątpliwie ciekawa i jednocześnie wybitnie odstręczająca postać.